Dąbrowa Górnicza. Rozmawiamy z Maciejem Regulskim, nowym MasterChefem. „Była to przygoda, która odmieniła całe moje życie”.

Maciej Regulski ma 23 lata. Pochodzi z Dąbrowy Górniczej, jest studentem Politechniki Śląskiej w Gliwicach. W grudniu został zwycięzcą 10. edycji popularnego telewizyjnego show – MasterChef. Rozmawiamy z nim o programie, pasji do gotowania, nowoczesnej kuchni i planach na przyszłość.

Zmagania o tytuł MasterChefa śledzić można w naszym kraju od dawna. Czy program inaczej wygląda „od środka”, czy zaskoczył czymś pana?

Zaskoczeniem były wszystkie konkurencje i gotowanie przed kamerami. Uczestnicy i cała ekipa na planie tworzyli jednak tak wspaniałą atmosferę, że kręcenie każdego odcinka było po prostu przyjemnością. Było to niezwykle pozytywne doświadczenie, nie tylko dlatego, że wygrałem. Usłyszałem mnóstwo miłych słów od prawdziwych kulinarnych autorytetów. Była to przygoda, która odmieniła całe moje życie.

No właśnie, jurorzy to prawdziwe gwiazdy...

Michel Moran jest niezwykle pozytywnym człowiekiem. Gdy tylko go widziałem, pojawiał się uśmiech na mojej twarzy. Nawet kiedy komuś coś nie wyszło, to znajdywał najmniejsze nawet plusy w daniu i mówił o nich. Pani Magda Gessler jest bardzo bezpośrednia, ale to dobrze. Każda jej uwaga, nawet krytyczna, pchała mnie do przodu i za to jestem jej bardzo wdzięczny. Z panią Anią Starmach mieliśmy, niestety, mniejszy kontakt, aczkolwiek tak samo, jak od pozostałych jurorów dostałem od niej kilka przydatnych uwag. Można wręcz powiedzieć, że jurorzy nie tylko oceniali dania, ale byli także nauczycielami dla uczestników programu. W moim przypadku sprawiali, że dania były lepszy od tych, które stworzyłbym sam.

Czyli był to dla pana czas nauki?

Zdecydowanie. Bez tego programu nie ugotowałbym dań na takim poziomie. Zrobiłem ogromny progres. Presja czasu, pomysłowe konkurencje sprawiły, że musiałem gotować coraz lepiej, a inspiracje mogłem czerpać od najlepszych kucharzy w Polsce, a nawet na świecie. MasterChef dał mi dużo pewności siebie, a ta jest ogromnie ważne w kuchni. Zdobyłem również sporą wiedzę ogólną związaną z gotowaniem.

Czytaj też: Najlepszy kucharz w programie MasterChef pochodzi z Dąbrowy Górniczej.

Jakie danie sprawiło panu najwięcej problemów?

Trudno mi wskazać taką potrawę. Skala trudności może zależeć od wielu czynników; czy to idealnego przygotowania składników, czy technik, których użyłem do gotowania. Jeżeli jednak miałbym taką wybrać, to wydaje mi się, że byłoby to danie główne z finału. Trudno było mi osiągnąć satysfakcjonującą teksturę puree z kapusty. Klasyczne francuskie sosy na winie wymagają też odrobiny techniki i umiejętności do nieprzesadzania w żadną stronę. To danie złożone było z wielu elementów. Jego zwieńczeniem było usmażenie kaczki tak, by była w punkt. Z tego powodu mogę też powiedzieć, że jestem z niej najbardziej dumny.

Woli pan kuchnie tradycyjną czy nowoczesną?

W programie, jak i zresztą na co dzień, staram się zmierzać w stronę nowoczesności. Próbowałem innowacyjność w gotowaniu pokazać w każdym moim daniu. Dla mnie jest to trochę coś, jak laboratorium szalonego naukowca. Mogę tam robić co chcę, a chcę, jak każdy naukowiec, odkryć coś nowego. Uwielbiam kuchnie azjatyckie, a najbardziej kuchnię chińską – jest bardzo zróżnicowana, używa technik i traktuje składniki tak, jak nigdzie indziej na świecie. Dla mnie jest drugą najistotniejszą kuchnią na świecie, po francuskiej.

Skąd wzięła się pańska pasja do gotowania? Jak zaczęła się historia przyszłego MasterChefa?

Zawsze podpatrywałem babcię w kuchni. Robiła kompletnie inną kuchnię niż ja dzisiaj, bardziej domową. Gotować zacząłem, z tego co pamiętam, w drugiej klasie gimnazjum. Chciałem kiedyś zrobić danie dla mamy, które jednak... kompletnie mi nie wyszło. Pamietam, że były to roladki z kurczaka z cukinią. Porażka mnie jednak nie zraziła, a proces samego gotowania i bawienia się smakiem spodobały mi się na tyle, że zacząłem każdą wolną chwilę spędzać na gotowaniu i oglądaniu filmów na YouTube związanych z tą tematyką.

Czyli: oglądanie innych jest najlepszą formą nauki?

Tak, właśnie tak nauczyłem się gotować: oglądałem filmy z internetu, z każdych źródeł z jakich mogłem. Śledziłem głównie filmy angielskich podróżników i wtedy też narodziła się moja pasja do kuchni azjatyckiej. Autorzy filmów przyjeżdżali do różnych miast, na przykład Szanghaju, Tajwanu czy Seulu i kosztowali miejscowego jedzenia, a ja potem wyszukiwałem w internecie te dania i chciałem je odtworzyć w domu.

Jaka była reakcja rodziny na pańskie zamiłowanie do kuchni?

Podobało im się, tym bardziej, że mogli potem wszystkiego spróbować. Wiadomo, nie wszystko mi wychodziło, ale mimo to wydaje mi się, że moich domowników wiele o kuchni nauczyłem. Moja mama teraz wie, co to kimchi. Zaczęła używać sosu sojowego, a to tylko takie drobne przykłady.

Kto z domowników jest największym krytykiem pańskich dań?

Szczerze, w domu nie mam krytyków. Mógłbym powiedzieć raczej, że każdy w domu jest recenzentem moich potraw. Zawsze proszę o szczerość i jeżeli coś jest nie tak, to mówią mi o tym, a jeżeli im smakuje – to też na pewno mi o tym powiedzą.

Chcąc być coraz lepszym, trzeba pewnie inwestować nie tylko we własne umiejętności, ale i w sprzęt...

Tak. W kuchni, od pewnego poziomu, niestety, trzeba inwestować w specjalistyczne wyposażenie. Dlatego, w miarę możliwości, staram się stworzyć z mojej domowej kuchni, kuchnię, która jest wyposażona na profesjonalnym poziomie.

Realizuje pan swoje marzenia także zawodowo?

Na razie nie pracuję w żadnej restauracji. To zresztą wynika też z formuły programu. Nigdy nie pracowałem w profesjonalnej kuchni, chociaż mam już za sobą staż w restauracji Arco w Gdańsku. Chciałbym kiedyś, w przyszłości, być szefem kuchni, ale wiem, że zanim do tego dojdzie – przede mną długa droga. Chciałbym najpierw podnieść moje umiejętności, bo kontakt z najlepszymi szefami kuchni na świecie pokazał mi, ile czeka mnie jeszcze nauki.

Czy chciałby pan otworzyć własną restaurację?

Tak chciałbym, ale jest to plan na przyszłość. Może za 20 lat. Najpierw chciałbym się uczyć i zdobywać doświadczenie. W swojej restauracji chciałbym serwować dania takie, jakie robiłem w programie – w moim stylu.

Czy od początku planem na przyszłość było gotowanie?

Pod koniec gimnazjum stwierdziłem, że chcę iść do szkoły oficerskiej. Wybrałem liceum mundurowe. W drugiej klasie nie otwarto klasy z rozszerzoną fizyką, w związku z tym przeniosłem się do LO w Dąbrowie Górniczej. Nadal myślałem o tym, aby zostać oficerem. Jednak z czasem zacząłem się zastanawiać nad tym, czy podałam psychicznie temu zadaniu.

I...

Wtedy chwilę myślałem o studiach ekonomicznych, ale ostatecznie wybrałem budownictwo na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. To dobry i pewny zawód. Po zwycięstwie w programie MasterChef dostałem nawet zaproszenie od pana rektora. Chciał mi osobiście pogratulować i wręczyć politechniczny fartuch. Rozmawialiśmy też o uczelni oraz moich dalszych planach. Było to dla mnie bardzo miłe spotkanie.