Klocki to jego pasja, a rekina z pierwszego zestawu dał sobie wytatuować na ramieniu. Rozmawiamy z Patrykiem Ziętarą z Dąbrowy Górniczej, finalistą programu Lego Masters

Patryk Ziętara pochodzi z Dąbrowy Górniczej. Pierwsze zestawy klocków dostawał od dziadka, który pracował w Niemczech. Na swoim kanale na YouTube gromadzi ludzi, którzy, tak samo jak on, uwielbiają klocki. A niedawno, wraz ze swoim kolegą – Bartkiem Mazurkiewiczem, doszedł do finału telewizyjnego show Lego Masters i zajął w nim drugie miejsce.

Skąd pomysł na wzięcie udziału w programie Lego Masters?

Pojawił się naturalnie. Gdy oglądałem pierwszą edycję, od razu wiedziałem, że zgłoszę się do kolejnej. Marzyłem o tym, by sprawdzić się w tego typu konkurencjach i zaznaczyć swoją obecność w świecie klocków Lego.

Jak pan ocenia ten program już nie jako widz, ale uczestnik?

Lego Masters to wielka przygoda, zdecydowanie największa w moim życiu. To było tak magiczne doświadczenie, że czasem zastanawiam się, czy wydarzyło się naprawdę. Dla dorosłego fana klocków, sam udział w Lego Masters, to absolutny sufit marzeń, a przejście przez wszystkie zadania i znalezienie się w wielkim finale, to już nie lada wyczyn. Jestem bardzo szczęśliwy, że miałem okazję uczestniczyć w tym show.

Co pana zaskoczyło?

Konkurencja wymagająca odwzorowania z pamięci supersamochodu Lamborghini Sian, przy użyciu klocków Lego Technic była totalnym zaskoczeniem. To zupełnie inny charakter budowania i totalnie nie moja „bajka”. Cieszę się, że nie odpadliśmy podczas tego zadania. Było bardzo trudne , podobnie jak odtworzenie obrazu 3D w półfinale. Zarówno moją mocną stroną, jak i mojego kolegi z duetu jest skala minifigurkowa, a w tych zadaniach musieliśmy totalnie przestawić swój tok myślenia i tworzenia z klocków, aby wykreować coś, co pozwoli nam „wyszarpać” miejsce w finale.

A konkurencja w programie?

Podczas nagrań do programu bardzo zżyliśmy się z pozostałymi uczestnikami. W szczególności z częścią uczestników spoza Warszawy, która – jak ja – nocowała hotelu pomiędzy kolejnymi dniami zdjęciowymi. Wspólna pasja i całe dnie spędzone na rywalizacji w bajkowej otoczce szybko spajają więzi.

No właśnie, skąd w panu ta pasja, kiedy się zaczęła?

Gdy dziadek, pracujący w Niemczech, przyjeżdżał do domu, to zawsze przywoził mi jakiś zestaw Lego i to właśnie on kupował mi moje pierwsze klocki. Kiedy skończyłem 3 lata, cała moja rodzina wiedziała, że nie ma sensu kupować mi innych prezentów niż klocki na każdą okazję. Nie chciałem się bawić innymi zabawkami. Klocki kupowali mi więc także rodzice, w Peweksie.

Pamięta pan swój pierwszy zestaw?

To była mała tratwa z piratem i rekinem – mam ten zestaw do dziś i darzę go tak wielkim sentymentem, że tego rekina mam nawet wytatuowanego na ramieniu...

Jak reaguje dzisiaj rodzina na to hobby?

Żona jest bardzo wyrozumiała. Pozwala powiększać kolekcję i nie robi mi z tego powodu wyrzutów. Czasami, gdy nasz syn pójdzie spać, to w ramach rozrywki rodzinnej składamy sobie wspólnie jakiś duży model.

Największa konstrukcja, którą wybudował pan z klocków to...

Zdecydowanie włoskie miasteczko Cinquecento, które wspólnie z moim przyjacielem Bartkiem zbudowaliśmy w finale programu Lego Masters. Był to pierwszy raz w programie, kiedy mogliśmy zbudować dokładnie to, co chcemy – bez ograniczeń w zasobach klocków. Popuściliśmy wodze fantazji i stworzyliśmy ogromne nadmorskie miasteczko tętniące życiem i historiami.

Jak duża jest pańska kolekcja?

Moja prywatna kolekcja liczy ponad 170 zestawów, na które składa się około 120.000 elementów. Prowadzę również sklep internetowy z częściami na sztuki, którego asortyment liczy już prawie 200.000 klocków.

Ma pan pewnie swoje ulubione zestawy...

Największą moją miłością jest kolekcjonowanie zestawów archiwalnych, 20-, 30-letnich. Są to zestawy, o których marzyłem będąc dzieckiem. Nie ma dla mnie przyjemniejszej rzeczy od wejścia w posiadanie i zbudowanie starego, dużego zestawu, którym zachwycałem się nad katalogiem Lego, gdy byłem jeszcze dzieckiem. A uściślając: moje ulubione serie klocków to Gwiezdne Wojny, piraci, western i castle.

Prowadzi pan kanał na YouTube. Skąd ten pomysł?

W internecie nie ma zbyt dużo kanałów prezentujących archiwalne zestawy Lego. Jako że mam tego typu zestawów całkiem sporo i posiadam dużą wiedzę na temat klocków, postanowiłem spróbować swoich sił. Tak właśnie powstał mój kanał Klockowizja.


A najmłodsze pokolenie?

Mój dwuletni syn Jan jest zapalonym budowniczym z większych klocków, Duplo. Niestety, na razie nie docenia on moich konstrukcji podczas wspólnych zabaw. Zawsze przerabia moje twory według swoich upodobań...

To pewnie kosztowne hobby?

Tak. Nie ma możliwości, żeby mieć wszystko, więc jest to często sztuka dokonywania wyborów. Potrzebna jest duża doza silnej woli i umiar aby nie „pójść z torbami”.

Pod choinką chyba nie było żadnego zaskoczenia?

W tym roku pod choinkę dostałem od bliskich wyjątkowo dużo klocków. Znalazł się tam statek piracki, średniowieczny zamek oraz statek kosmiczny z gwiezdnych wojen.

Plany na nadchodzący nowy rok?

Głównie rozwój mojego sklepu, ale między innymi także kolejne serie klockowych warsztatów dla dzieci.