Michał Koterski głównie jest znany z gry w polskich komediach. Aktor wielokrotnie też występował w polskich serialach telewizyjnych. Rola Edwarda Gierka jest jednak jego pierwszą tak ważną ekranową kreacją.
Mówił
pan, że ta rola była dla pana najpiękniejsza, ale z drugiej strony
też najtrudniejsza.
Powiedziałem,
że najpiękniejsza? [śmiech] Każda rola jest dla mnie piękna, bo
jest to odkrywanie nowych przestrzeni. To jest zawsze rozwój. Każda
kolejna rola jest też wyzwaniem. Tak właśnie było z rolą Edwarda
Gierka. To coś, z czym do tej pory się nie mierzyłem. Pomogła mi
w tym wcześniejsza rola w filmie mojego ojca „7 uczuć”. Myślę,
że gdyby nie to, nigdy nie udźwignąłbym tak poważnej roli.
Grając u takiego reżysera, z wybitnymi aktorami, trzeba wspiąć
się na wyżyny aktorstwa. Mało tego, trzeba jeszcze udźwignąć
presję. Można być najlepiej na świecie przygotowanym, można
wiedzieć wszystko o postaci, ale jeśli człowiek wchodząc na plan
nie wytrzyma presji obecności wspaniałych aktorów czy presji
postaci granego bohatera, bo przecież masz w świadomości, że taka
postać istniała, że ludzie będą porównywać, że będą zwracać
uwagę na każdy szczegół, więc jeśli tego człowiek nie potrafi
tego wszystkiego „wyłączyć”, to nie będzie w stanie dobrze
odegrać roli.
Zmieniło
się pana podejście do postaci Edwarda Gierka po pracy nad tym
filmem?
Skłamałbym,
gdybym powiedział, że jestem człowiekiem, który interesuje się
polityką. Staram się być jak najdalej od polityki, bo po prostu mi
to szkodzi. Jak się rodziłem w grudniu 1979 r. to już Edward
Gierek zakończył, że tak powiem, swoje panowanie. Nie zaczepiłem
się na tę epokę, więc nic nie mogłem wiedzieć o Gierku, jednak
i tak go pamiętałem. Jest tak jakoś zakorzeniony. Są takie
postacie w polskiej historii, że po prostu się o nich pamięta.
Chociażby te wszystkie żarty pokroju „chcesz cukierka, idź do
Gierka”. To było w mojej świadomości. Jak przygotowywałem się
do tej roli to założyłem, że – tak jak to robią amerykańscy
aktorzy – muszę od początku do końca bronić postaci. Oni nawet
kiedy odgrywają ludzi, którzy byli skrajnymi przypadkami, jak na
przykład Pablo Escobar i kiedy oglądamy serial Narcos, to nagle
dzieje się coś takiego, że idziemy za zbrodniarzem krok w krok i w
pewnym momencie wręcz mu kibicujemy, żeby go nie złapali. Tym się
różni kino fabularne od dokumentu i my w pewnym momencie odchodzimy
od historii i tworzymy ją na nowo.
W
jaki sposób przygotowywał się pan do roli?
Obejrzałem
wiele dokumentów, przeczytałem i odsłuchałem wiele książek.
Każdy wolny czas spędzałem z Gierkiem, ale nie tylko z nim. Z jego
przeciwnikami i przyjaciółmi również. Cały czas, jak jeździłem
na zdjęcia w innych miastach, to zgrywałem sobie audiobooki, żeby
cały czas słuchać i być w tym klimacie. Być w tej epoce. W
pewnym momencie zrozumiałem, że nie mam odgrywać Gierka, tylko
muszę się nim stać, bo inaczej nie będzie w tym prawdy. Tego też
się dowiedziałem o aktorstwie, że jest to klucz do takich postaci,
że nimi trzeba się po prostu stać. Trzeba tworzyć bohatera na
nowo i przepuszczać go przez siebie, bo inaczej wkradnie się fałsz.
Jakie
ma pan przemyślenia na temat tamtej epoki?
Staram
się nie oceniać. Muszę być wolny od tego i musiałem być od tego
z daleka, żeby po prostu iść za bohaterem. Historycy są od
oceniania, pewnie widzowie będą też oceniać. Historia pewnie
ponownie zostanie rozliczona, bo wiadomo, że zaraz odbędzie się
dyskusja. Ten film to trochę tak, jakby wsadzić kij w mrowisko.
Wiadomo, że Polacy znają się na wszystkim najlepiej i zaraz każdy
będzie miał swoją prawdę. Tak jak w „Dniu Świra”. Staram się
nie wchodzić w tym temacie w polemikę. Trzymam się od tego z
daleka i zostawiam ocenę tym, którzy lepiej ode mnie się na tym
znają. Starałem się po prostu jak najlepiej wykonać swoją
robotę.
Czy
to prawda, że przytył pan do tej roli?
– Tak,
wiedziałem, że muszę się w tej roli poczuć i stać się innym
człowiekiem. Nawet mogę powiedzieć humorystyczną anegdotę, że
jak odgrywaliśmy z Janem Fryczem jedną ze scen. Taką jedną z
dramatyczniejszych, kiedy Gierek zostaje zduszony przez swoich
oponentów. Prosi o pomoc kardynała i spotykają się pod willą w
Klarysewie i ona zostaje zamknięta i jak to się mówi, całują
klamkę. Więc tym bardziej Gierek jest zdruzgotany i przyjmuje
kardynała przed bramą i wtedy pamiętam reżyser podszedł do mnie
i mówi: „Michał, ale świetna scena, jak ty to zagrałeś? A to
zachowanie na koniec, jak ty to wymyśliłeś?” Mówię mu wtedy,
że nic nie wymyśliłem, ja już od tego ciężaru, który mam sama
ta postać żyła sobą. Pewne rzeczy działy się poza mną.